Na terenie ciężkiego więzienia karno-śledczego NKWD i UB – „Toledo” w Warszawie, IPN odnalazł ludzkie szczątki. Fragmenty polskich mundurów, a zamiast trumien kości zakopane w bezimiennym dole – to wszystko nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z zamordowanymi przez czerwone bestie Żołnierzami Wyklętymi.
Tu, w nieistniejącym już budynku przy ul. Ratuszowej 11 (obecnie Namysłowska 6), polscy niepodległościowcy byli po wojnie „nie tylko” katowani, ale i mordowani. Bo „Toledo” to miejsce zarówno tortur, jak i egzekucji. Wielu z nich dokonał naczelnik Kazimierz Szymonowicz (właściwie Kopel Klejman), nazywany przez więźniów Krwawym Kaziem. Czasem w zabijaniu wyręczał się upośledzonym młodym chłopakiem.
W znęcaniu się nad więźniami miała brać również udział słynna Julia Brystiger, dyrektorka departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Krwawa „Luna” uwielbiała bicie batem po twarzy. Do najczęstszych metod tortur należało bicie gumowymi pałkami, kopanie po nerkach, głowie i piszczelach, a także sadzanie więźniów na nodze od stołka z uniesionymi nogami. Zwłoki pomordowanych – głównie młodych patriotów – grzebano w rowie na terenie więzienia. Mieszano je ze śmieciami i zasypywano wapnem. Ale zdarzało się, że więźniowie „Toledo” byli chowani w bezimiennych dołach śmierci na „Łączce” , lub na Cmentarzu Bródnowskim.
Dziś, na miejscu rozebranego budynku więzienia „Toledo” stoją bloki mieszkalne, wybudowane w latach 70., a w 2001 r. stanął tu pomnik „Ku Czci Pomordowanych w Praskich Więzieniach 1944–1956”. Oprotestowany – oficjalnie ze względów estetycznych przez… „Gazetę Wyborczą”.
To miejsce czeka teraz na opisanie – wmurowanie tablic z nazwiskami straconych. Tak jak wiele innych punktów na czerwonej mapie warszawskiej Pragi, w których od 1944 r. działały sowieckie i komunistyczne katownie.
Inną praską katownią była Strzelecka 8. W piwnicach zachowały się liczne inskrypcje wyryte w cegle przez więźniów. Nazwiska, daty, modlitwy. Numery cel na drzwiach, które stały się potem komórkami lokatorskimi. Jak ustalił IPN, żołnierzy niepodległościowego podziemia bito tu metalowymi prętami, przypalano papierosami, wybijano im zęby i polewano lodowatą wodą.
Tak jak w „Toledo” – czerwoni okupanci „nie tylko” przetrzymywali tu i represjonowali tysiące polskich żołnierzy, ale także dokonywali na nich mordów – ofiary grzebano m.in. na terenie posesji. Później budynek przejął Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Po 1948 r. pokoje przesłuchań zamieniono na mieszkania, również dla krwawych funkcjonariuszy bezpieki. Czyli wszystko zostało w rodzinie. Tej resortowej.
Wydawało się, że w III RP będzie tylko lepiej. Nic bardziej błędnego. Kilka lat temu budynek przy ul. Strzeleckiej przejął deweloper. Piwnicom zagroziła likwidacja, a tylko dzięki organizacjom społecznym udało się je wpisać do rejestru zabytków. Ostatecznie powstała tu Izba Pamięci IPN.
Tadeusz Płużański