100-lecie zwycięstwa nad bolszewikami i 40-lecie powstania „Solidarności” tygodnik „Newsweek” uczcił okładką z Jerzym Urbanem, robiąc z niego króla Internetu. To nie jedyny powrót gadziny.
W ubiegłym roku na cześć tego żałosnego starca zorganizowano imprezę na Polu Mokotowskim w Warszawie. Ogłupiona gawiedź skandowała: „Urban, Urban, Urban”. Wtedy też termin był wyjątkowy: impreza odbyła się w rocznicę zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki. Zamordowania przez czerwonych kumpli czerwonego Urbana.
Ci kumple to nie jacyś trzepakowi bandyci, tylko przywódcy komunistycznego państwa: towarzysz Jaruzelski, towarzysz Kiszczak et consortes. Bo komunizm w Polsce istniał (doprecyzowując: został nam narzucony siłą) i mordował. Oczywiście mordował nie komunistyczny system, ale jego ludzie. Jedni mordowali, inni tym zbrodniom zaprzeczali, czyli kłamali. W panteonie czerwonych kłamców poczesne miejsce zajmuje właśnie Jerzy Urban.
Przypomnijmy zatem mądrzejszym (bo ogłupiona gawiedź i tak nie pojmie), co to za jegomość, a lepiej powiedzieć – bolszewicka gadzina. Bo Urban to propagandysta wojny polsko-jaruzelskiej, którego nieprzypadkowo senator Bender nazwał „Goebbelsem stanu wojennego”. To gęba totalitarnego, zbrodniczego systemu, którego „nieznani sprawcy” likwidowali Polaków, w tym księży. Nie tylko Jerzego Popiełuszkę, ale i Stefana Niedzielaka, Stanisława Suchowolca, Sylwestra Zycha. Ci trzej niezłomni kapłani zginęli w 1989 r.
Jana Pawła II zamordować nie zdołali, choć on był głównym celem. Po nieudanym zamachu pozostało ośmieszanie i opluwanie. A kto papieża nazywał „sędziwym bożkiem, Breżniewem Watykanu, Obwoźnym sado-maso”? Właśnie Urban. I taką gadzinę się dziś hołubi.
Bo Urban to nie tylko rzecznik „polskich” bolszewików, ale też jeden z decydentów ich polityki w stanie wojennym. Jego twórców sąd w III RP nazwał związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym. Urbana też – choć na ławie oskarżonych nie zasiadł. No bo kto na miesiąc przed zabójstwem ks. Popiełuszki, we wrześniu 1984 r., nazwał kapelana Solidarności „Savonarolą antykomunizmu”? Kto rok wcześniej namawiał Kiszczaka do stworzenia w MSW specjalnego pionu propagandowego, który kreowałby czarną propagandę, a z drugiej strony ocieplał wizerunek SB, MO i ZOMO?
A dzisiejszym komunistom, dla których ów czerwony Goebbels jest guru, przypomnę, jak kłamał o homoseksualistach prześladowanych przez jego kolegów z MSW w ramach akcji „Hiacynt”.
I dziś miejsce gadziny – „Goebbelsa stanu wojennego”, jest nie na okładce tygodnika i nie na imprezie w knajpie, ale w więzieniu. Powinien tam trafić jako główny propagandysta czerwonych bandytów na szczytach komunistycznej władzy.
Tadeusz Płużański
Felietony nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji.