Zdjęcie podświetlonego na biało-czerwono krzyża na Giewoncie w Dzień Niepodległości obiegło internet. Magdalena Targańska – autorka zdjęcia i pomysłu opowiada jak do tego doszło.
Skąd wziął się pomysł na zdjęcie?
Co roku, od kilku lat staram się uczcić dzień niepodległości w sposób wyjątkowy. Tym razem postanowiłam połączyć to z moją wielką pasją do gór, a że szczególnie upodobałam sobie Giewont, to właśnie tam chciałam uczcić ten dzień. W poprzednich latach widziałam dużo zdjęć ludzi z flagami na różnych szczytach. Często na Giewoncie rozwieszano różne banery, więc stwierdziłam, że w tym roku, w dniu 11 listopada podświetlę go na biało-czerwono.
Czyli nie jesteś tylko autorką zdjęcia, ale też pomysłodawcą całego przedsięwzięcia?
Przedsięwzięcie to chyba za dużo powiedziane [śmiech]. Ale tak, zaplanowałam to od początku do końca. Wiadomo, że krzyż na Giewoncie nie jest podświetlany, nie ma tam prądu więc trzeba było pomyśleć jak to zrobić. Najtrudniej było z czerwonym światłem…
No właśnie, jak uzyskałaś ten efekt?
Tak jak wspomniałam, najtrudniej było z czerwonym światłem. Wiadomo, że nie wezmę reflektorów, bo jednak droga na Giewont to dwie i pół godziny, trochę pod górkę, więc zanim się dojdzie pod krzyż to człowiek się trochę musi zmęczyć. Dlatego wpadłam na pomysł z czołówkami. No tak, ale czołówki mają białe lub żółte światło, a czerwone są na tyle małe, że nie dałoby rady. Z pomocą przyszedł mi pan z zakopiańskiego marketu budowlanego. Akurat nie mieli żadnej pleksy w czerwonym kolorze, której mogłabym użyć więc użyczył mi kawałek taśmy odgradzającej z nadzieją, że może to mi pomoże uzyskać czerwone światło.
Wcześniej rzuciłam pomysł moim znajomym, że mam taki zamiar – zgodzili się, że pójdą ze mną i mi w tym pomogą.
Umówiliśmy się, że pójdziemy przy okazji na zachód słońca. Mijałam po drodze sporo ludzi z flagami – to był super widok. Minął zachód, większość już zeszła ze szczytu, a my dalej czekamy. Księżyc zaczął świecić coraz mocniej, ale nadal było za jasno. Pojawiły się już nawet pierwsze gwiazdy – nadal czekamy. Aż w końcu wzięliśmy się do realizacji. Okazało się, że taśma odgradzająca zdała egzamin na sto procent. U podnóża krzyża ustawiliśmy czołówki z tą właśnie taśmą – ludzie, którzy jeszcze zostali na szczycie zastanawiali się co robimy. Dla lepszego efektu nawet nam pożyczyli swoje czołówki [śmiech]. Później ja oświetlałam górę, a moi współtowarzysze robili zdjęcia. Nie widziałam dokładnie jaki jest efekt, słyszałam tylko „jest świetnie!”, „świeć trochę w prawo!”, „super, nie ruszaj!”. Dopiero później zobaczyłam zdjęcia. Oczywiście musiałam coś poprawić, bo miało być tak, jaki obraz miałam w głowie. Udało się!
Okazało się, że nawet ktoś z Zakopanego zrobił zdjęcie w momencie, kiedy oświetlałam krzyż. Wrzuciłam zdjęcie do mediów społecznościowych i tak się rozeszło po internecie.
W tym miejscu chciałaby też serdecznie podziękować moim przyjaciołom – Klaudii i Tadeuszowi, którzy zawsze wspierają mnie w moich pomysłach i chętnie je ze mną realizują – dziękuję!
Czyli można się spodziewać, że za rok, 11 listopada krzyż na Giewoncie znów zostanie przez Was podświetlony?
Być może [śmiech]. Po dodaniu tego zdjęcia na Instagram i Facebooka wiele osób odezwało się do mnie, że za rok robią to ze mną. Miałam pewne przeczucia, że zdjęcie może zrobić poruszenie, ale nie spodziewałam się, że aż takie, z czego ogromnie się cieszę.